Strony

niedziela, 23 kwietnia 2017

Trzy

Kilka dni później leżę na kanapie w salonie. W tle leci płyta Imagine Dragons, a ja odpoczywam sobie po pracy. W lodówce pustki, a w śnieżnobiałym suficie próbuję znaleźć motywację by wyjść do sklepu. Nucę pod nosem piosenkę i oddycham głęboko, a wtedy przypomina mi się ostatnie spotkanie z Gregorem. Uśmiecham się lekko kiedy przed oczami staje mi obraz jak żałośnie siedzi na mokrej trawie. Czy to jest w ogóle normalne, że ja tak o nim myślę i się jeszcze wtedy szczerzę? Zastanawiam się jak to możliwe, że po dosłownie dwóch spotkaniach go polubiłam. Świetnie mi się z nim rozmawia i jest takim człowiekiem, który od razu do siebie przyciąga. A może tylko mnie. Nie ważne.
Zrzucam stopy na podłogę i wstaję po czym ruszam do korytarza. Ubieram się i chwytam portfel oraz klucze po czym wychodzę. Jest po 17 i na zewnątrz panuje już szarówka. 10 minut później wchodzę do sklepu i wrzucam do wózka kolejne produkty, które mi się przydadzą, płacę i obładowana reklamówkami wracam do mieszkania. Wypakowuję zakupy, a później wyjmuję z szuflady książkę kucharską, którą dostałam kiedyś od rodziców, podobno, jako prezent urodzinowy i przywiozłam ją ze sobą do Innsbrucka. Wertuję kartki i zastanawiam się co by tu przygotować. W pewnym momencie wypada z niej jakaś kartka i ląduje na podłodze. Zdziwiona schylam się i podnoszę ją po czym czytam.



„2 września 1997r.

Drogi pamiętniku,

Dzisiaj był pierwszy dzień szkoły. Moja klasa jest fajna. Jest nas bardzo dużo. Na przerwie zostaliśmy w klasie i bawiliśmy się zabawkami. Taki jeden chłopak jest strasznie przemądrzały. Nie lubię go.”

Marszczę czoło nie rozumiejąc o co chodzi. Czytam tekst jeszcze raz. Czyżby to kartka z mojego pamiętnika? Była urwana przez pół, a na wcześniejszej stronie nic nie było. Mogła być moja, rodzice mówili, że dość szybko opanowałam pisanie. Tylko skąd ona się tu wzięła? Nie przywiozłam ze sobą do Innsbrucka żadnych pamiątek sprzed 7 lat, sprzed 28 sierpnia 2009 roku. Zresztą rodzice mówili, że nie prowadziłam pamiętników. Właściwie to skąd mogli wiedzieć? Pamiętniki raczej prowadzi się w tajemnicy. Przy najbliższej okazji pojadę do domu i poszukam na strychu jakichś starych zeszytów. A może akurat coś znajdę. Wertuję książkę kucharską gdyby znalazł się tam jeszcze jakiś zapisek, ale nic takiego nie znajduję. Kładę ją więc na lodówce, a sama zabieram się za przygotowanie pizzy, którą później ze smakiem konsumuję.


Następnego dnia budzę się w wyjątkowo dobrym humorze. Od razu mam uśmiech na ustach. Wstaję z łóżka i idę do kuchni, włączam radio po czym śpiewając piosenki, które serwuje stacja udaję się do sypialni by wziąć ubrania, a następnie kieruję się z nimi do łazienki by wykonać poranną toaletę.
15 minut później wkraczam do kuchni gdzie wyjmuję z lodówki ser żółty oraz pomidora po czym robię sobie śniadanie i kanapkę do pracy. W międzyczasie wstawiam też wodę na kawę. Kiedy rozkoszuję się w smaku kofeinowego napoju i konsumuję kanapeczki wciąż mam tak dobry humor, że postanawiam zadzwonić do Gregora. Chcę zaproponować mu dzisiaj jakieś wyjście zwłaszcza, że mamy piątek. Po chwili zastanowienia stwierdzam, że fajnie byłoby pójść na kręgle.
Nie odebrał, a na odpowiedź nie doczekałam się nawet do momentu aż docieram do redakcji. Zaczynam więc wątpić czy był to dobry pomysł. W pracy jednak skutecznie zawalili mnie robotą i nie miałam nawet czasu pomyśleć o szatynie. A to, obrób mi zdjęcia, a to wybierz najlepsze z tych co robiliśmy, a to pojedź ze mną na miasto.
O 14:30 opadam w  końcu na fotel przy swoim biurku.
- Ktoś do ciebie dzwonił jakąś godzinę temu – informuje mnie Nicole, która siedzi naprzeciwko mnie, nie unosząc wzroku znad laptopa gdzie coś pisała.
- Godzinę temu? – pytam sama siebie i sięgam po telefon, który zostawiłam na biurku.

„Masz jedno nieodebrane połączenie od: Gregor”

Dzwonił o 13:26. Uśmiecham się sama do siebie.
- Jutro wpadam do ciebie, przynoszę wino i wszystko mi opowiadasz – mówi unosząc na mnie wzrok, opadając na oparcie fotela i strzelając długopisem.
- Ale co? – pytam zdezorientowana odrywając wzrok od telefonu .
- Wpadnę dzisiaj, co?
- Dzisiaj nie bardzo bo wychodzę z Gre… - urywam, a ona uśmiecha się bezczelnie – Niech cie cholera, Nicole.
- Jesteś najprostszym rozmówcą, z jakim kiedykolwiek miałam do czynienia – śmieje się.
- Dobra, dobra – mruczę.
- No to spodziewaj się mnie jutro – puszcza mi oczko i wraca do swojego zajęcia, a ja wysyłam do szatyna sms'a z propozycją, na którą przystaje.

O 15 wychodzę z budynku i od razu uderza mnie w twarz zimne powietrze. Pogoda się nieco popsuła od rana. Nie było już słońca  zaczął wiać zimny wiatr. Zasuwam kurtkę pod szyję i narzucam kaptur po czym kierują się w stronę mieszkania. Gigantycznym plusem mojej pracy, poza tym, że ogólnie bardzo ją lubię jest to, że do redakcji mam 15 minut drogi piechotę.
Kwadrans później jestem już w mieszkaniu, rozbieram się i wchodzę do kuchni by zrobić sobie kawę i zabrać się za jakiś obiad. Wstawiam wodę w czajniku i postanawiam zrobić naleśniki.
Z Gregorem umówiłam się  na 18 w kręgielni więc gdy kończę posiłek mam jeszcze półtorej godziny, które przeznaczam na ostatnio zaniedbaną książkę.
Pół godziny przed umówioną godziną zaczynam się zbierać i jestem w kręgielni 5 minut po czasie. Rozsuwam kurtkę i rozglądam się w poszukiwaniu Gregora.
- O! Jesteś! - słyszę głos zza pleców więc się odwracam i widzę szatyna zmierzającego w moim kierunku.
- Czekaliśmy na ciebie – uśmiecha się radośnie.
- Czekaliśmy? – unoszę brwi.
- Pozwoliłem sobie zaprosić kolegów bo we dwóje trochę słabo by nam się grało nie uważasz? Przestawię cię. To Michael – wskazuje dłonią na blondyna – To Stefan – brunet ściska moją dłoń tak jak blondyn przed sekundą – A to Sofia, dziewczyna Stefana – szczupła szatynka o pięknych zielonych oczach  uśmiecha się do mnie serdecznie, co odwzajemniam i ściskamy sobie dłonie – To jest Florentina, moja koleżanka – Greg posyła mi wesoły uśmiech.
 - No! To czas żeby Stefan przegrał – Michael zaciera dłonie za co dostaje sójkę w bok od bruneta. Śmiejemy się z docinków chłopaków po czym idziemy zająć tor i wypożyczyć buty. Nie ukrywam, że na początku czułam się przy nich nieco skrępowana, ale gdy tylko zaczęliśmy grać od razu się rozluźniłam.
- No przebabka! – krzyczy zdumiony i jednocześnie zrozpaczony Michael kiedy po raz 3 z rzędu rozbijam bank – Nie wierzę że nie grałaś od 2 lat – stwierdza krzyżując ręce na piersi.
- Nie musisz – szczerzę się i robię miejsce Sofii by mogła wziąć rozbieg.
- Nasza pizza zaraz będzie – oznajmia Gregor materializując się obok mnie.
- Gdzieś ty taką dziewczyną wytrzasnął? – pyta Michael.
- Tylko w Kufstein takie są - szczerzy się zerkając na mnie przelotnie.
- Czyli co, znacie się od zawsze i dopiero nam ją przedstawiasz? – oburza się brunet.
- Znamy się od niedawna i poznaliśmy się już tu w Innsbrucku – prostuje chłopak.
- Flori, musisz częściej z nami chodzić na kręgle bo Michi popadnie w samouwielbienie od tego ciągłego wygrywania.
- O ile już nie popadł – mówią jednocześnie Sofia i Greg, a ja się śmieje.
- Przynajmniej ciągle nie przegrywam jak ty – oburza się blondyn, na co Stefan obdarza go morderczym spojrzeniem. Z kolei odpowiedzią Michaela jest wystawiony w jego kierunku język, czego brunet już nie widzi bo odwraca się by wziąć rozbieg.
Po następnych 10 kolejkach i zjedzeniu pizzy zaczęliśmy się zbierać. Oddaliśmy buty, ubraliśmy kurtki i mogliśmy wychodzić. Była 20:30 więc na zewnątrz było już całkiem ciemno. Światło padało tylko od lamp na parkingu i ze środka kręgielni. Na policzkach czuliśmy chłodny wiatr, który wciskał się pod niezasunięte kurtki.
- No to do zobaczenia na treningu jutro - chłopaki żegnają się uściskiem dłoni, co potem czynią ze mną Sofia i Stefan, a Michi aż całuje moją dłoń i stwierdza, że szanuje to, że z nim wygrałam i czeka na rewanż, który od razu mu obiecuję. Kiedy tamta trójka się oddala zostaję sama z Gregorem
- Odwiozę cię – proponuje.
- Jeśli masz taką ochotę - przystaję na propozycję – Co trenujesz? – pytam gdy podążamy w kierunku jego samochodu i zerkam na niego.
- Skaczę – odpowiada wzruszając ramionami.
- O tyczce? Wzwyż? W dal? – dopytuję a on parska śmiechem i otwiera mi drzwi, które potem za mną zamyka. Następnie obchodzi auto i zasiada przy kierownicy.
- Na nartach - dokańcza swoją wypowiedź.
- Hm. Dobrze ci idzie? – pytam zapinając pas.
- W sumie nieźle.
- Czyli powinnam cię znać z telewizji?
- Troszkę, ale w sumie dobre, że nie znałaś. Poznałaś mnie jako osobę a nie tylko jako skoczka.
- Raczej nigdy nie ciągnęło mnie do oglądania skoków – mówię zamyślona patrząc na niego, po jego twarzy przebiega dziwny cień, a mnie po raz kolejny owiewa zapach jego perfum. – Musicie mieć nieźle pomieszane w głowie skoro wybijacie się w powietrze i lecicie w dół.
Parska lekko śmiechem i odpala silnik.
- Myślę, że niektórym odwaliło dopiero jak zaczęli skakać. - rzuca cicho - Ale teraz mam nadzieję, że dla mnie, Michaela i Stefana zaczniesz.
- Na pewno. W sumie ich polubiłam. - Uśmiecham się.
- Oni ciebie też. Zwłaszcza Stefan bo ktoś w końcu z Michim w kręgle wygrywa – śmiejemy się.
Instruuję Gregora gdzie ma dokładnie jechać i po kilku minutach jesteśmy pod moim blokiem. Panuje nagle dziwna i wydaje mi się, że niezręczna cisza. Wiem, że powinnam już wysiąść, ale w sumie chciałabym spędzić z nim jeszcze trochę czasu
- Chciałbyś wejść? – nawet nie wiem kiedy te słowa wydobywają się z moich ust. Przekręca głowę w moją stroną – Mam jakiś film, moglibyśmy… obejrzeć? – zamknij się już lepiej kretynko. Dobrze, że jest już ciemno bo na moją twarz wpłynął idiotyczny rumieniec, nie wiem wiem nawet czemu tak się teraz krępuję.
Kątem oka dostrzegam, że na jego twarz pada światło z latarni pod drugiej stronie ulicy, uśmiecha się lekko.
- Nie będę się już wpraszać. Mam rano trening. Innym razem?
- Tak, jasne, innym razem – odpowiadam od razu. Idiotka, idiotka, idiotka. Robisz z siebie totalną idiotkę. – To ja już będę lecieć. Dobranoc Gregor.
- Dobranoc, Tina – nieruchomieję na chwilę - Mówiłem, że wymyślę zdrobnienie - mówi dumny. Uśmiecham się jeszcze w jego kierunku i wysiadam z samochodu.
Tina. Tina. Tina. Tina. Tina. Tina
Kiedy idę do mieszkania, a później gdy zdejmuje kurtkę i buty cały czas po głowie chodzi mi to zdrobnienie. Coś mi to przypomina, ale wiem co. Znowu czuję tę pustkę w miejscu gdzie najwyraźniej powinno być jakieś wspomnienie i tak cholernie mnie to wkurza.


---


Powiem Wam, że kiedyś ten rozdział wydawał mi się o niebo lepszy. Pisałam go już dość dawno i teraz kiedy do niego wróciłam by nanieść niezbędne poprawki podobał mi się już tylko końcowy fragment. Aż muszę skontrolować kilka kolejnych czy po czasie nie są kompletnym kiczem.

Mam nadzieję, że Wam choć trochę się spodoba i zostawicie ślad w komentarzach :)

Ściskam :*

2 komentarze:

  1. Podoba się i to bardzo. Biedny Michi. Czekam na następny i pozdrawiam 😘

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny, taki spokojny, ale bardzo miło się czytało. Komentuję dopiero teraz, bo byłam trzy tygodnie za granicą, ale miło jest wracać do tych wszystkich zaległości.

    OdpowiedzUsuń