Strony

niedziela, 26 marca 2017

Jeden

- Emilie się spodobało? - pytam Nicole następnego dnia w pracy kiedy siadam przy swoim biurku. Opieram się o tył fotela i przysuwam do laptopa po czym strzelam stawami w palcach i skupiam swój wzrok na brunetce.
- Tak, nawet nas pochwaliła – szczerzy się.
- No to świetnie – przybijamy piątkę.
- Idziemy dzisiaj do klubu? Felix i Mia też się wybierają. Poszlibyśmy we czwórkę – proponuję.
- W sumie czemu nie – poruszam ramieniem uśmiechając się.
- W takim razie tam gdzie zawsze o 19 – puszcza mi oczko i wstaje od biurka.

Dzień w pracy przeleciał mi dzisiaj wyjątkowo szybko i przed godziną 18 zaczynam się ogarniać. Biorę prysznic, myję włosy, czeszę je. Maluję się i ubieram. W klubie jestem punkt 19. Rozglądam się w poszukiwaniu znajomych lecz jeszcze ich nie dostrzegam. A jak ja się spóźnię 2 minuty to wielkie wyrzuty. Siadam przy barze i zamawiam drinka. Po kilku minutach pojawiają się spóźnialscy.
- I kto tu jest niepunktualny? – mówię niby niewinnie patrząc w sufit i uśmiechając się drwiąco.
- Korki były – wystawia mi język Felix po czym przytula mnie na powitanie.
- Przecież nic nie mówię – unoszę ręce w geście obrony – Widzę, że komuś się znudziła samotność i będzie dzisiaj szukał szczęścia? - śmieję się lustrując wzrokiem wygląd chłopaka, który odwalił się jak szczur na otwarcie kanału. Czarne spodnie, czarna koszula z podwiniętymi rękawami do łokci. Chryste Panie, jak ty dobrze dzisiaj wyglądasz chłopaku. No i ta fryzura modelowana chyba godzinę.
- Przecież zawsze tak dobrze wyglądam - puszy się co kwitujemy śmiechem.
- Dobra, koniec pogaduszek, idziemy tańczyć - rzuca podekscytowana Mia. Uśmiecham się i chwytam Felixa za rękę ciągnąc go za sobą.

Po jakichś 20 minutach piosenkach przetańczonych na parkiecie siadam znowu przy barze i zamawiam jeszcze jednego drinka. Sączę go odpoczywając i przyglądając się ludziom. Zarówno tym tańczącym, gdzie wciąż znajdują się moi znajomi, którzy chyba mają niekończące się pokłady energii, tak i tym stojącym pod ścianą, siedzącym na kanapach.
Łapię kontakt wzrokowy z jakimś szatynem, Kiedy nasz wzrok się spotka ma minę jakby zobaczył ducha i otwiera lekko usta ze zdziwienia. Spoglądam czy po mojej prawej albo lewej stronie nie siedzi ktoś jeszcze. Nie. Próbuję mu się przyjrzeć i rozpoznać lecz światło w klubie utrudnia mi tą identyfikację. Nie przejmując się tym studiuję dokładnie jego twarz. Kształt szczęki, ciemne oczy, szczupła postura. Jego czupryna jest w artystycznym nieładzie, a w niebieskiej koszuli w kratę mu do twarzy.
Patrzę tak i….nic. Nie kojarzę gościa. Nie przypomina żadnego byłego kolegi z pracy, czy ze studiów. To także raczej nie żaden sąsiad. Odwracam więc wzrok i powracam do sączenia drinka.
- Zatańczysz? – po pewnym czasie słyszę nad sobą głos oraz dostrzegam wyciągniętą dłoń.
Unoszę wzrok i widzę chłopaka. Tego samego, którego przedtem tak bezczelne świdrowałam wzrokiem.
- Chętnie, czemu nie – uśmiecham się i chwytam jego ciepłą, silną dłoń. Ruszamy na parkiet. Dajemy ponieść się muzyce i tańczymy ze sobą przez kilka piosenek. Muszę przyznać, że szatyn ma niezłe wyczucie rytmu. Ani razu mnie nie podeptał więc ma plusa. Po kilku piosenkach, udajemy się z powrotem do baru i siadamy obok siebie na dwóch wysokich krzesłach. Przez ten czas straciłam z radarów moich znajomych, ale nie było to w tym momencie istotne.
- Proszę drinka dla tej pięknej pani – mówi do barmana.
- Zamierzasz mnie upić i wykorzystać? – unoszę brew.
- Niezupełnie. To trochę nie w moim stylu. – puszcza mi oczko.
- A co jest w twoim stylu? – biorę łyk napoju postawionego przede mną przez barmana, któremu dziękuję uśmiechem.
- Sprawdzam uśmiech.
- Chcesz mi powiedzieć, że jesteś dentystą? – pytam odstawiając szklankę na blat i przenosząc z powrotem wzrok na niego. Chłopak parska śmiechem.
- Nie wiem czy chciałbym całe życie grzebać ludziom w paszczach – mówi opierając się łokciem o blat.
- Pierwsza kwestia, w której się zgadzamy kolego – unoszę szklankę i wypijam do końca trunek.
- Gregor – wyciąga rękę w moją stronę.
Gregor… Gregor… Gregor… Gregor...
- Florentina  - ściskam ją – Tak wiem, rodzice mieli fantazję. Ciągle to słyszę.
- To w takim razie też będę miał fantazję i powiem, że mi tam się podoba. Można dużo zdrobnień wymyślić – stwierdza, a ja spoglądam na niego zaciekawiona, odgarniając włosy do tyłu i również opierając łokieć na blacie.
- Flo jest już oklepane – mówię.
- Można coś innego wykombinować. – milknie i przenosi wzrok przed siebie na półki, na których były poustawiane butelki z różnymi alkoholami. Chyba się zastanawia. Tylko nie wiem czy nad zdrobnieniem, czy nad tym czego by się napić.
- Pomyślę nad tym kiedyś – stwierdza po chwili. Kręcę głową rozbawiona, a rozmowa schodzi na inny tor.
W sumie to naprawdę fajnie nam się gada, ale w końcu stwierdzam, że koniec tego dobrego.
- Powinnam się już zbierać – wstaję z miejsca.
- Miło było cię poznać – wstaje również i wkłada rękę do kieszeni – Jakbyś chciała się jeszcze kiedyś zobaczyć – mówi wręczając mi karteczkę. – To mój numer.
- Już myślałam, że wręczysz mi wizytówkę dentystyczną – biorę skrawek papieru przelotnie rzucając okiem na rząd cyferek.
- Nie dasz mi z tym spokoju? – śmieje się.
- Nie. Do zobaczenia, Gregor – rzucam i ruszam w stronę wyjścia. W międzyczasie zabieram swój płaszcz po czym wychodzę z klubu. Mam niewyobrażalnego farta gdyż niedaleko zatrzymuje się taksówka. Wsiadam, podaję adres i kierowca rusza. Wyjmuję telefon z torebki żeby dać znać znajomym, aby się o mnie nie martwili. Wysyłam do wszystkich wiadomość, tak na wszelki wypadek. Po 10 minutach jestem pod blokiem. Płacę za przejazd i wchodzę do budynku. Kiedy tylko staję na klatce schodowej zdejmuję ze stóp szpilki bo stopy błagają o litość. Wchodzę po zimnych schodach na 3 piętro. Staję przed swoimi drzwiami z numerem 12 i szukam kluczy w torebce. Następnie wkładam je do zamka i przekręcam. Świecę światło i rzucam płaszcz na komodę, torebkę na wyspę kuchenną, a buty ciskam w kąt. Zamykam mieszkanie i nie mając na nic siły ruszam do sypialni, zrzucam z siebie sukienkę i wskakuję pod kołdrę, a po chwili zasypiam.
 

---
Witam serdecznie :) Tak jak mówiłam, 26 marca jestem z jedyneczką. Oficjalnie można powiedzieć, że sezon 2016/17 za nami. Ale był cudowny. Sami przyznajcie. Magiczny. Bo nasi tak pięknie skakali, dostarczali tylu wspaniałych emocji i jestem z nich po prostu dumna. TECH CHOLERNY PUCHAR NARODÓW NASZ! I ze Stefana jestem dumna bo zdobył Kryształową Kulę. I jestem dumna też z Gregora. Bo wrócił, bo uradował tym moje serce tak, że sobie nie wyobrażacie. Cieszyłam się każdym jego skokiem, a potrójnie tym po którym on się cieszył. I chyba nie raz będę wracać do konkursów w Wiśle, gdzie skacząc był po prostu tak niewyobrażalnie szczęśliwy. A na mojej twarzy pojawiał się tak szeroki uśmiech i byłam tak cholernie dumna. I wciąż jestem. Bo to niesamowite widząc szczęśliwego człowieka, którego szczęście wiele dla ciebie znaczy. 
Wiem, że to masło maślane co teraz piszę, ale wiecie o co mi chodzi.
I tutaj będziemy mieć do czynienia z takim właśnie Gregorem. Szczęśliwym, cieszącym się ze wszystkiego i pomału dążącym do celu.
Mam nadzieję, że będziecie z nami :)
Ściskam i do przeczytania za dwa tygodnie :*

niedziela, 5 marca 2017

Prolog

Oczywiście zaspałam. Zrywam się z łóżka i szybko wyciągam z szafy ubrania, w które przebieram się w łazience. Czemu zawsze zapominam o tym budziku? Myję żeby i robię makijaż. Daruję sobie śniadanie i wybiegam z mieszkania. Po drodze potrącam kogoś, ale nawet się nie odwracam. W pracy jestem 20 minut spóźniona.
- Emilie cię szukała - informuje mnie Spohie, dziewczyna, z którą pracuję.
- Już do niej lecę tylko muszę się napić - odpowiadam i biorę łyka wody z butelki która leżała w szufladzie mojego biurka, a potem kieruję się do naczelnej.
- Podobno... - zaczynam wchodząc.
- Siadaj - robię krok w stronę krzesła - Albo w sumie nie siadaj - zatrzymuję się, a ona odwraca się  do mnie przodem siedząc na fotelu - Za pięć minut jedziesz z Nicole na reportaż. Oczekuję dobrych zdjęć - mówi.
- Jaki reportaż? Mogę wiedzieć? - pytam i staram się jak mogę by ironia nie była wyczuwalna.
- Nicole ci wszystko powie. Dzisiaj do godziny 16 chce to mieć u siebie. Przekaż Nicole.
-Jasne - mówię i wychodzę.
Znajduję brunetkę i możemy ruszać. Wychodzimy z budynku i pakujemy się do samochodu dziewczyny.
- Co to w ogóle za reportaż? - pytam kiedy włącza się do ruchu.
- Wywiad z autorem książki. Cykniesz parę zdjęć jak rozmawiam i będziesz mogła iść na kawę czy coś - odpowiada.
- Umówiliście się w jego gabinecie?
- Tak a co?
- Zdjęcia będą nudne - krzywię się.
- Nie przesadzaj.
- Nie moglibyście się umówić gdzieś...o! w jakimś parku.
- Flo, było mi serio trudno w ogóle się z nim umówić na wywiad, a ty mi o zmianie miejsca. Poważnie?
- Po protu lepiej się czuję w plenerze - wzruszam ramionami - Ale skoro... - przerywa mi dzwoniący telefon Nicole. Mimo moich wielu kazań, że nigdy w życiu nie rozmawia się przez telefon prowadząc, ona i tak to robi.
- Zaproponował żebyśmy się spotkali w parku niedaleko jego domu - mówi kończąc połączenie.
- Już lubię tego gościa - uśmiecham się jednym kącikiem ust.Dziewczyna skręca w lewo po czym parkuje samochód i wychodzimy. Po chwili jesteśmy na miejscy gdzie czeka na nas mężczyzna.
- Przepraszam bardzo za spóźnienie. Długo pan czeka? - brunetka od razu pośpiesza z przeprosinami.
- Florentina Krause - przedstawiam się w odpowiednim momencie posyłając lekki uśmiech mężczyźnie w średnim wieku. Jest wyższy ode mnie o głowę, włosy ma krótko obcięte, jasne niebieskie oczy patrzące na mnie przyjaźnie, na twarzy lekki uśmiech.
- Możemy zaczynać? - pyta Nic.
- Oczywiście - odpowiadam i patrzę na mężczyznę, który z uśmiechem kiwa głową. Siadają więc na ławce i Nicole zaczyna robić to co umie najlepiej, czyli zadając niby nieobowiązujące pytania wyciąga z osoby to co ją interesuje. Nienawidzę, gdy stosuje tą sztuczkę ze mną.
Autor opowiada ciekawie, ale mój żołądek zbyt często daje o sobie znać. Kiedy mam już zdjęcia informuję Nicol, gdzie będę i idę do najbliższej knajpki.
Zajmuję miejsce przy stoliku i przeglądam kartę. Decyduję się na naleśniki i kiedy mam poprosić kelnera w głośnikach poleciała piosenka (klik).Zamurowało mnie a w mojej głowie zaczynają pojawiać się jakieś strzępki wspomnień. Zamykam oczy i opieram łokcie na blacie, a brodę na dłoniach i próbuję wysilić pamięć, aby sobie przypomnieć.

Impreza? Nie, spotkanie z przyjaciółmi? Nie do końca... Ognisko. Tak, ognisko przyjaciółmi. Chyba wakacje, w każdym razie lato. Śmiechy, świetna zabawa. Ja też się śmieję. Ktoś oblał mnie ketchupem. Odwdzięczam się pięknym za nadobne oddając tej osobie musztardą. W twarz? Na ubranie? ... Nie... Na włosy. Tak, musztarda we włosach. To chłopak? Czy dziewczyna? Nie mogę sobie przypomnieć.

Zaciskam mocniej powieki. Przypomnij sobie. No już.

Chłopak.Jego twarzy wciąż nie widzę, jest zamazana. Denerwuje się, ściera musztardę z włosów i brudzi mi nią twarz. Naburmuszam się, na co on z kolei wybucha wielkim śmiechem a zaraz za nim cała reszta ludzi zebrana na ognisku. Mówi żebym się nie denerwowała po czym chwyta mnie za dłonie i wyciąga do tańca przy tej właśnie piosence.

Koniec.
- Proszę pani? Wszystko w porządku? - pyta kelner stając obok mnie i pyta z niepokojem.
- Yyy... - otrząsam się - Tak, oczywiście. Jak najbardziej.
- Co podać?
- Poproszę naleśniki z syropem klonowym... I kawę mrożoną.
C
o z tego, że mamy koniec października.


---
Witam serdecznie. Wiem, że mieliśmy ruszyć 26 marca i wtedy ruszymy z kopyta, dzisiaj chciałam tylko wrzucić króciutki prolog bo, wiecie, JESTEŚMY MISTRZAMI ŚWIATA! A pan, który jest głównym bohaterem również stanął wczoraj na podium doprowadzając siebie i mnie po raz kolejny do łez wzruszenia i dumy.
Nie jestem do końca zadowolona z tego na górze, ale prologi rzadko mi wychodzą więc musicie mi wybaczyć.
Ściskam i do następnego :*